Zamilkł wreszcie pyszałek nadęty.
Lecz znów inni, w ręku z dowodami
Głos podnieśli, wszczynając zacięty
Spór kluczystów z anti kluczystami.
Było dużo wrzawy, krzyku, śmiechu,
Od Olbrzymich gór aż do Szumawy,
Manną bowiem bożą, prawy Czechu,
Zwykle dla cię są podobne sprawy.
Szli na pięście z sobą ludzie prości,
W wyższych sferach walka słowna wrzała,
Każde pióro żgało bez litości,
Jako jadem napuszczona strzała.
Nawet pośród miasteczek i wiosek,
Tam, gdzie zwykle, w braku swego zdania
Ślepo wierzą w burmistrzowski wniosek,
Groźną walkę wszczęto bez wahania.
Sprzeczano się w nieustannej wrzawie,
Butelkami rozbijano czoła,
Po szynkowniach, klubach, na zabawie,
U każdego biesiadnego stoła.
— „Uciszcie się, swarliwe języki!
Niech komisya, woła ktoś, raz zbada
Czy brać klucze za autentyki —
A tak skończy się obmierzła zwada “.