Strona:PL Świętopełk Czech - Klucze Piotrowe.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

— To nie są ryby! wzrok mnie wszak nie zwodzi,
To są zamkowe klucze, woła, — nagle
Chwycił je, wskoczył co prędzej do łodzi,
Ta szybko nad nim rozpięła swe żagle.

Pod skrzydły tajnej jakiejś żądzy gońca
Wciąż płynie, gna go naprzód jakaś siła.
Ostatnim blaskiem gasnącego słońca
Zorza jezioro sine zrumieniła;

Na jego falach, zbarwione w szkarłaty,
Liście olbrzymie jak tarcze pływają,
Z każdego liścia lilii wodnych kwiaty
Jako kaganki drogę oświecają;

Po nie rusałek rączka sięga mała,
Co wodę prują, pluszczą się w oddali —
W złotej uprzęży para srebrno-biała
Łabędzi łódkę ciągnie po wód fali;

Od wrót zamczyska chłopcu na spotkanie
Białych gołębi nadlatują stada,
Lekkie ich skrzydeł słyszysz trzepotanie,
Ten tu, ten ówdzie, na czółnie przysiada;

Po ścianie, która okala ogrody,
Wspaniałe róże sypią się kaskadą;
Gdy na brzeg wyszedł z czółna rybak młody,
Pod chłopca stopy pokotem się kładą.