Strona:PL Świętopełk Czech - Klucze Piotrowe.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

Byłać dawno na to pora,
Zresztą, z rana do wieczora
Rozpacz siedzieć wśród tej głuszy,
Nie zoczywszy ludzkiej duszy;
Patrzeć wiecznie w punkt ten samy,
I podziwiać, co już znamy.
Znać w ludziskach, wyznać trzeba,
Znikła chęć ujrzenia nieba,
Gdy o raju zdanie mają,
Jakie im tam narzucają
Malarze i kaznodzieje:
Obłok, mówią im, bieleje,
W nim zastępy cherubinów,
(Małe główki oskrzydlone),
Liczne chóry serafinów,
Na potęgę rozckliwione,
Wiecznie w kółko niebo całe
Wszechmocnego głosi chwałę,
Harfy coś tam wciąż brzdąkają...
Co za dziw, że nie wzdychają
Ludzie dzisiaj już do nieba,
Koncertów im nie potrzeba!
Zachodź, chłopcze; sądzę, pora
Najlepszą będzie z wieczora.
Zachodź, jeśli masz ochotę;
Drzwi otworzę z wewnątrz złote;
Możesz chwilkę, jak i teraz,
Rozejrzeć się w niebie nieraz
A głoś ludziom ustawicznie,
Jak tu u nas, w niebie, ślicznie,