A moja panienka w nocy przyjechała,
Bała się słoneczka, żeby nie zgorzała,
Bała się słoneczka, bała się chmureczki,
Żeby nie zmaczała białej sukieneczki...
Albo téż tak:
Pojechał dziadek na polowanie,
Zostawił Helcię jak malowanie,
Trębacze trąbili, muzyka grała,
Gdy dziadek odjeżdżał, to Helcia spała.
Bo trzeba wam wiedzieć, że dzieci prócz mamy i ojca miały jeszcze dziadka, który też mieszkał w Bronowie. Stary był ten dziadek, wysoki, siwy, dawny wojak, w czamarze z pętlicami, chodził w rogatywce z ciemnozielonego aksamitu z kasztankiem. A wąsy miał — jak sum. Widzieliście kiedy suma? Ryba to jest, co ma — ot, takie wąsy. Dziadek był wielki myśliwiec. Jak przyszła jesień, to już od rana na trąbce trąbił, strzelby czyścił, nabijał i do boru szedł. Różne też bronie wisiały na wilczurze, nad jego łóżkiem przybitej, a przed wielkim starościeckim kominem w jego pokoju legiwał wyżeł, Brawo. Stary był i trochę ślepy ten Brawo, ale zresztą dobre psisko.
Otóż wszystkie dzieci kochały niezmiernie dziadka, a dziadek znów najbardziej kochał Helenkę.
Oj, śpiewała też Rozalia o tym dziadku Helci, śpiewała! Naprzykład taką piosenkę:
U Helenki gęsty sad,
Nie przeleci żaden ptak,
Tylko dziadek nieborak
Do Helenki na obiad.