wyprzedza. Za dziećmi idzie Rozalia i tak im po drodze śpiewa:
A pożywajcie panowie,
A pożywajcie —
A jak wam co z wąsów skapnie
To mi też dajcie,
— Panowie,
To mi też dajcie!
Uśmiechał się Tadzio, słysząc tę piosenkę, gdyż bardzo lubił, kiedy o wąsach mówiono. Zaraz mu się zdawało, że już mu naprawdę urosły.
Po obiedzie trzeba było trochę pobiegać. Wsiadał tedy Tadzio na piękny kij, co go sobie z sakłaku wystrugał, Staś na drugi, trochę tylko krótszy, co go od Wicka Zapartego dostał i jazda — dokoła trawnika przed domem. Janek tylko tak jakoś po obiedzie ociężał, że go nie można było do biegania namówić. Brała go tedy Rozalia za raczki i obracając się z nim w kółko, tak mu śpiewała:
Tańcujże ze mną,
Mam mączkę pszenną,
Nagotuję kluseczek,
Będziesz jadł ze mną...
Ale Jankowi wcale to nie było po myśli. Dopiero co się najadł, a tu mu o kluseczkach śpiewają. Nie był ich wcale ciekawy. Ociągał się tedy, krzywił, ledwie nóżkami przebierał, aż mu się i na płacz zebrało...
Cóż było robić? Puszczała go Rozalia, a potem wziąwszy się za fartuszek, to szła do Janka, to w tył — i tak śpiewała: