dno było przejechać. Wandzia téż zapomniała swoich kaprysów i pytała, dla czego wszyscy się w tę stronę cisną.
— Zobaczysz sama — odpowiedziała matka.
Rzeczywiście, kiedy skręcili na zjazd, ukazała im się Wisła wielka, szeroka, rozlana.
— Mamo, ja takiej Wisły nie widziałam nigdy! — wołała.
— Bo téż Wisła zwyczajnie jest daleko mniejszą, ale teraz wystąpiła z brzegów i zalała przyległe nizkie miejsca.
— A dlaczego ona wystąpiła?
— Rzeki, które z nią się łączą, zanim z Karpat pod Warszawę, dopłyną: Dunajec, San, Wieprz — wezbrały, łożysko Wisły więc tego nagłego napływu wody pomieścić nie mogło.
— A tamte rzeki, czemu wezbrały? — pytała zaciekawiona dziewczynka.
— Powodem tego były albo wielkie deszcze, albo topnienie śniegu w górach.
I mama zaczęła tłumaczyć jeszcze, jakim sposobem, kiedy woda wystąpi z brzegów, zalewa naprzód nizkie miejsca, potem stopniowo coraz wyższe, w miarę tego, jak przybywa.
Lecz widok, jaki się oczom Wandzi przedstawił, odwrócił jej uwagę od tego tłumaczenia.
Zobaczyła bowiem zdaleka na Saskiéj Kępie drzewa, których tylko sam wierzchołek z rzeki wyglądał, a daléj zobaczyła z mostu obraz jeszcze smutniejszy, ulice, po których płynęła woda i uwijały się łodzie, a w których okna parterowe stały otworem, pokazując puste wnętrza mieszkań zalanych. Matka tłomaczyła jéj daléj, że tutaj w mieście łatwiéj o pomoc, ale były takie miejsca, gdzie woda wdarła się szybko i kto nie zdążył przed nią uciec, utonął. Opowiadała o dziecku,
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.