smutnemi oczami. Zdawało jej się dziwnem, żeby ona kupowała sobie bogato wystrojoną lalkę, kiedy jej rówieśnica drżała od zimna, zaledwie okryta łachmanami; ale chciała także mieć choć jednę z tych rzeczy, które jej się tak bardzo w sklepach podobały.
— Mamo — wyrzekła wreszcie — ja bym chciała kupić tej dziewczynce sukienkę. Spytam, jak się nazywa.
Zbliżyły się więc do niej obie.
Matka rozpytywała starą kobietę o jej położenie, a Wandzia zaczęła rozmowę z dziewczynką.
— Nie płacz — mówiła — nie martw się, ja mam pieniądze, od wujaszka, kupię ci sukienkę.
Ale słowa te nie pocieszyły, powiększyły tylko jej smutek.
— Ja — zawołała — miałam sukienki, trzewiki, łóżeczko nic mi nie brakowało, a teraz wszystko poszło z wodą.
— A jak się nazywasz?
— Marynia.
— No, nie płacz, bo mi cię żal bardzo, woda przecież odejdzie.
— Woda odejdzie, ale nie odda tego, co zabrała.
— A jadłaś dzisiaj?
— Ludzie dobrzy kawałek chleba dali — to i wszystko.
— A babka ma co włożyć na siebie?
— Nie ma! Kuferek z rzeczami był ciężki a woda waliła, dobrze, żeśmy z życiem uciekli.
— Kupię ci sukienkę — powtórzyła Wandzia — zaczekaj, poproszę mamę, to ci jeść przywieziemy.
Wsiadły znowu do dorożki i powróciły do Warszawy. Matka kazała pojechać na taką ulicę, gdzie były już gotowe suknie i całe ubrania. Wybrała jednę sukienkę na wzrost
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.