brakowi a spełniwszy już rozkaz ojca, wyrwał rękę z dłoni panny Pauliny i zdyszany tak, jak gdyby był całą wiorstę ubiegł, wpadł do dziecinnego pokoju. Tu znalazł oboje rodziców, którzy długo i po kolei przedstawiali mu, że lękać się i nie lubić ubogich jest rzeczą bardzo, bardzo nieładną, że wszyscy pomyśleć mogą, iż Jaś ma złe serce, i jest bardzo nierozsądnem dzieckiem, że najświętszym obowiązkiem ludzi bogatych, albo dostatnich powinno być wspieranie tych, którzy mniej od nich posiadają. Jaś przedstawień tych słuchał z pokorą i uszanowaniem, ale gdy rodzice odeszli, do panny Pauliny powiedział:
— Doprawdy, nie wiem, co ja temu winien jestem, że się tak dziadów boję... Mówiłem przecież, że i ten będzie pewno z długą brodą i wielką torbą. A czy nieprawda? Każdy ubogi jest takim strasznym dziadem!
Kiedy już z panną Pauliną wychodził na ulicę, odezwał się:
— Wie panna Paulina, co ja sobie myślę? Kiedy wyrosnę i będę miał swoich służących, rozkażę im, aby nigdy żadnego ubogiego do mieszkania mego nie wpuszczali.
Panna Paulina oburzyła się bardzo na to powiedzenie Jasia i chciała znowu przedstawiać mu, jak on źle i nieładnie myśli i postępuje, ale Jaś, zobaczywszy w oknie fryzyera ogromną lalkę, z pięknie uczesanymi włosami i w perłach na szyi, która okręcając się powoli, zwracała się ku ulicy to twarzą, to plecami, w mgnieniu oka zapomniał o wszystkiem, co przed chwilą mówił lub słyszał i pannę Paulinę ku oknu z lalką pociągnął. Stali tam oboje dość długo, a gdy nakoniec odeszli, uwagę Jasia zwróciła o kilkadziesiąt kroków stamtąd znajdująca się wystawa cukierni. Poprosił pannę
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.