nie śmiąc zbliżyć się i nie wiedząc, jak przemówić do ludzi, którzy tak dziwnie byli ubrani i takie czerwone mieli twarze, a głosy grube i oczy w blasku płomienia także błyszczące. Pragnął on jednak bardzo zbliżyć się do ognia i trochę się przy nim ogrzać. Po kilku więc minutach wahania wszedł do szopy, postąpił kilka kroków i cichutkim głosem wymówił:
— Dobry wieczór panom.
Więcej już nic powiedzieć nie mógł, bo zabrakło mu odwagi, ale najbliżej siedzący człowiek posłyszał to ciche odezwanie się i spostrzegając Jasia, zawołał.
— Patrzcie no! A cóż to za kawaler zabłąkał się tu do nas, w nocy i w śnieżycę taką?
Inni ludzie obejrzeli się też i okazali wielkie zdziwienie. Ten, który go pierwszy spostrzegł, wyciągnął wielką i gliną oblepioną rękę, a schwyciwszy nią Jasia za paltocik, przyciągnął go ku sobie.
— Skądże to przywędrowałeś tu, kawalerze? — pytał; po co to łazisz po świecie nocami, jak mara po piekle? czego chcesz od nas?
— To panicz jakiś — ozwał się drugi: — w futerku i ładnej czapeczce...
— To prawda — potwierdził trzeci — ale skąd się on wziął tutaj?
— No — zawołał pierwszy — gadaj zaraz kawalerze, coś ty za jeden?
Jaś przerywanym głosem i nawpół z płaczem opowiedział im całą swą przygodę i skończył prośbą, aby panowie byli tak łaskawi i zaprowadzili go do domu.
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.