pańsku żyć można, szczególnie kiedy w chacie siedm dusz jest do nakarmienia i przyodziania? Ale toby jeszcze nic nie było, gdyby się była Anula dwa lata temu nie rozchorowała. Od dwóch lat nie domaga ona i nie domaga, a Janek bardzo jej żałuje, więc tedy do doktorów i do apteki chodzi a chodzi... a to dużo pieniędzy z domu wyciąga, tak, że już ich potem na niedzielny kawałek mięsa brakuje...
— A dla czego niedzielny? — zapytał Jaś.
— Bo my, paniczu, w niedzielę tylko mięso jadamy i to nie zawsze...
Kiedy tak Jaś ze starą babką rozmawiał, garncarz nosił po izbie Marylkę i czasem podrzucał ją aż pod sufit, a potem chwytał w powietrzu, z czego ona i Wincuk, a nawet mizerna garncarzowa śmieli się na głos cały. Stary tracz tylko głodny był i niecierpliwił się, że mu wieczerzy nie dają.
— Matko! — zawołał znowu — dawajcież prędzej!
Stara rozgniewała się bardzo i krzyczeć zaczęła.
— Czy to nie widzicie, że Mikołaja jeszcze nie ma, a bez niego wieczerzać grzech byłby i ubliżenie jemu!... Nie możecie to poczekać cierpliwie?
Kiedy uspokoiła się i przestała, Jaś wskazując jej starego, zapytał znowu:
— Wszak ten... pan to mąż pani?
— Aha — odpowiedziała — wszak ci to już mówiłam...
— A dla czegóż pani nazywasz go: ojcze! a on panią: matką? Mama moja i mój ojciec nazywają się po imieniu.
Stara zaczęła śmiać się bardzo, trząść głową i wołać.
— Ot ciekawy paniczyk! ot roztropne dzieciątko! jakie to ono pytanie zadaje! Aj, śmiech, doprawdy, czysty śmiech!
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/071
Ta strona została uwierzytelniona.