jej od razu i siadł na miejscu, które mu wskazywała. Z drugiej strony stołu siedział tracz, garncarz i Wincuk, trzymający na kolanach Marylkę. Stara babka postawiła na stole ogromną misę pełną krupniku z kartoflami i ze słoniną, a każdej z obecnych osób dawszy po drewnianej łyżce, sama też przy stole, obok męża swego, usiadła. Przed Jasiem tylko garncarzowa postawiła osobny, krupnikiem napełniony talerz, wszyscy inni czerpali z jednej miski, na środku stołu umieszczonej. Jaś pierwszy raz w życiu widział, aby kilka na raz osób z jednego naczynia jadło i bardzo się tem zadziwił; nie miał jednak czasu zapytać: dla czego tak było, bo stara babka mówić zaczęła:
— Paniczyk zdziwił się bardzo, zobaczywszy tu u nas starego dziada Mikołaja. Otóż paniczowi powiedzieć muszę, że ja i Mikołaj jesteśmy z sobą dawni znajomi. Sługiwaliśmy za młodu po jednych domach: ja za pokojową, albo praczkę, on za stangreta...
Ostatni wyraz zaciekawił bardzo Jasia. Lubił nadzwyczajnie konie, a stangreci mają z końmi do czynienia. Niosąc do ust łyżkę z krupnikiem, po raz pierwszy odważył się popatrzeć na dziada. Dziad spostrzegł to zaciekawienie Jasia.
— Stangretem byłem, paniczu — rzekł — a jakże? I jakim jeszcze! Dzieckiem wzięli mię ze wsi za chłopca do stajni, a potem, kiedym wyrósł jak dąb i wąs miałem czarny, długi taki, że aż na piersi spadał, nieboszczyk pan marszałek powiedział, że tęgi będzie ze mnie stangret...
Jaś znowu popatrzył na dziada i nie mógł powstrzymać się od śmiechu na myśl, że on miał niegdyś czarne wąsy. Były one teraz gęste jeszcze i długie, ale białe jak mleko.
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.