jak w ziemię wryte... stoją i słuchają, co ja im dalej robić każę!...
Kiedy Mikołaj opowiadał, Jaś słuchał go z taką ciekawością, że aż parę razy krupnikiem usta sparzył i ciągle przy tem przypatrując się dziadowi, spostrzegł, iż starzec mówiąc o koniach, ożywił się i popiękniał jakoś. Pod krzaczystymi, białymi brwiami oczy mu zabłyszczały i przynajmniej połowa zmarszczek z twarzy znikła. Mikołaj zauważył, że Jaś nie lęka się go już wcale, objął więc go i posadził na kolanach.
Wyławiał z krupniku najpiękniejsze skwarki i sporą ich ilość położył na talerzu Jasia. Garncarzowa ze swej strony kładła na talerz ten największe i najlepiej rozsypujące się kartofle. Jaś jeść już nie chciał, lecz kiedy położył na stole łyżkę, wszyscy zaczęli bardzo uprzejmie zapraszać go, aby jadł więcej, garncarzowa zaś zawołała:
— Ot są jeszcze w domu pastylki, co mi je doktór od kaszlu przepisał... słodkie takie, może paniczowi smakować będą.
Pobiegła do alkierza i wróciła zaraz z garstką pastylek, które Jasiowi w rękę wsypała. Jaś grzecznie podziękował i wziął jednę pastylkę do ust, ale zaraz skrzywił się bardzo. Pastylki, od kaszlu przepisane, napuszczane były oliwą, czy czemś może innem, ale bardzo niesmacznem. Wincuk za to patrzał ciągle na pastylki, co widząc Jaś, przez stół mu je podał, a potem ze zdziwieniem patrzył, jak on te obrzydliwe dla niego rzeczy z największym smakiem gryzł i zajadał. Pomyślał też sobie, że jutro, kiedy już wróci do domu, poprosi mamę, aby Wincukowi i Marylce dała takich ciastek i cukierków, jakie on sam tak często dostaje i zjada. Biedny
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.