— Coście tam, Mikołaju, paniczowi zrobili? — zapytała z alkierza garncarzowa.
Dziad śmiał się.
— Hej, hej! — wołał — jak paniczyk skrzywił się strasznie od całusa mego! A ja wiem, co to znaczy! Wódka paniczowi z gęby mojej zaleciała. Prawda, co?
Jaś, zawstydzony trochę, nie skłamał jednak, ale twierdząco głową skinął. Dziad śmiał się jeszcze chwilę, ale potem sposępniał, brwi mu się najeżyły i mnóstwo znowu zmarszczek na twarz wystąpiło.
— A, wypiłem ja dziś kieliszek wódki i nie jeden — zaczął ponuro — ale niech się znowu panicz tak nie krzywi, że biedny człowiek wódką mu czasem zapachnie. A czy panicz wie, jakim sposobem Mikołaj nauczył się pić gorzałkę, tak, że jej czasem i zanadto wypije? Czy panicz widział kiedy stangretów, co w mróz siarczysty, albo w słotę taką, że deszcz i mgła do szpiku człowiecze kości przejmuje, siedzą na kozłach godzinami, hej! dniami nieraz i nocami całemi na panów swoich czekając... Siedzę i ja tak, bywało, rękami o piersi biję z mocy całej, a tu nogi kostnieją i po plecach dreszcze chodzą i głód dokucza, bo choć w domu jest co zjeść, ale koni i powozu nie porzucisz dla jedzenia, ani odjechać ci nie wolno... Wtedy, paniczu, kieliszek gorzałki dobry, oj! bardzo dobry! rozgrzeje i nasyci a potem za nim, ot tak nieznacznie, pójdzie drugi i trzeci, i picie w zwyczaj zamienia się; a to jeszcze wielkie szczęście, jeżeli przez zwyczaj ten człowiek nie zamieni się w bydlę... Nie ze szczęśliwości pochodzi to paniczu, nie ze szczęśliwości...
Jaś łzy miał w oczach i chciał bardzo przeprosić dziada
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.