za to, że tak niegrzecznie odwrócił się był od niego, ale nie wiedział sam, jak to zrobić i co powiedzieć.
Dziad sam znowu mówić zaczął:
— Ciężka to bieda, paniczu, kiedy człowiek, który przez cały wiek ciężko pracował, na starość o miłosierdzie ludzkie prosić musi. Czterdzieści lat służyłem u panów różnych, później, kiedym już moc w ręku i piękną postawę stracił, a stangretem być nie mógł, rąbałem drzewo i nosiłem wodę; aż nakoniec i do tej roboty sił zabrakło; przyszedłem do miasta i dziadem zostałem... jaki grosik uzbieram, tu go przynoszę, a dobrzy ludziska karmią mię i pod dachem swoim nocować pozwalają... Ot jak... ot jak... na starość!
Trząsł głową i wzdychał.
Garncarz ustąpił Jasiowi łóżka swego w alkierzu, a sam w pierwszej izbie na ławie spać się położył.
Jaś zasnął zaraz, ale w nocy obudził się i przypomniawszy sobie, że nie jest w domu lecz pomiędzy obcymi ludźmi, miał już na głos rozpłakać się, gdy usłyszał w ciemności miarowe stukanie kołyski i śpiew garncarzowej, starającej się uśpić płaczącą Magdusię. Jakoż dziecko wnet płakać przestało, ale przez kilka minut jeszcze bieguny kołyski stukały o podłogę: tik, tak! tik, tak! a garncarzowa nuciła: luli, luli, dzieciątko moje, luli!
Jaś przypomniał sobie, że kiedy mała siostrzyczka jego była bardzo chorą, matka po całych nocach często siadywała nad nią, a kołyska siostrzyczki zupełnie tak samo stukała: tik, tak! tik, tak! a matka jego, tak samo śpiewała: luli, luli, dzieciątko moje, luli!
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.