wał mu w uszach, podcinał język — wszystko jednak daremnie. Żal mu było chłopczyny, który się niczego nie mógł nauczyć, ani się porozumieć z nikim nie umiał; kiedy przeto nie pomogło leczenie, jął się sposobów innych. Wiedział, że dla wymówienia czegokolwiek, musi człowiek stosownie ułożyć usta i wprawić je w ruch. Stawał ksiądz Falkowski przed lustrem i uważał, jak trzeba ułożyć usta i jak niemi poruszać dla wymówienia, naprzykład: a, b, c. Nabrawszy wprawy, układał usta wobec głuchoniemego i nakłaniał go przez znaki, żeby tak robił, jak on, i żeby głos wydał. Próba się udała. Od wymawiania liter przeszedł ksiądz Falkowski do sylab, od sylab do całych wyrazów. Patrząc na usta, mógł już nieszczęśliwy chłopczyk rozumieć mówiących; wyuczywszy się sporo wyrazów, mógł i własne okazać myśli. Jeżeli mu zabrakło wyrazów, używał umówionych znaków, robionych palcami. Oddany przez opiekuna do szkoły, nabrał biegłości w rysunkach, kaligrafii, geografii i rachunkach; okazało się na nim, że i tak straszne nieszczęście, jak brak słuchu i mowy, można znacznie złagodzić. Ucieszony postępami swojego ucznia, założył ksiądz Falkowski w Szczuczynie, niedaleko Łomży, dla głuchoniemych szkołę, którą następnie przeniósł do Warszawy. Powstał w ten sposób przed siedmdziesięciu laty staraniem zacnego księdza zakład dla głuchoniemych, do którego później zaczęto i dzieci ociemniałe przyjmować. Głuchoniemi porozumiewają się z sobą na migi; do tych, którzy używanych przez nich znaków nie rozumieją, potrafią, chociaż niewiele, mówić, wszystkie zaś myśli swoje mogą przedstawić na piśmie. Wychodzą na ludzi pożytecznych, nabierają bowiem biegłości w różnych rzemiosłach. Ociemniali umieją czytać na książkach z literami wypukłemi, które rozpoznają palcami,
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.