— Nie ma przy nim chwastu — odpowiedział mi i w tej chwili wyjął z kieszeni chwast duży, żółty, pochodzący od prawdziwego żołnierskiego pałasza.
— Jakby to ładnie było, gdybyś przy pałaszu miał chwast taki — dodał podstępnie.
Cała dusza moja zapaliła się do tego obrazu, a oczy zaiskrzyły mi się z chęci posiadania dość niezgrabnego i do mego pałasika niestosownego bawełnianego chwastu.
— Daj mi go — powiedziałem natarczywie.
— Dam, ale musimy najprzód przymierzyć. Przynieś pałasz.
Zachmurzyłem si trochę na te słowa i rzekłem smutnie:
— Nie mogę, bo mama schowała.
— To idź i poproś mamę.
— Mama teraz nie da, bo mi teraz niepotrzebny.
— Powiedz, że go chcesz pokazać komuś.
— Mama ciebie nie zna, nie da mi go.
Coraz więcej się zasępiałem. Nieznajomy mój przyjaciel bez pokazania pałasza chwastu dać nie chciał, a ja pałasza mieć nie mogłem. Zacząłem myśleć nad sposobami, jakby go dostać. Zły mój duch podszepnął mi po chwili radę.
— Poczekaj — rzekłem do chłopca — powiem mamie, że pan Antoni chce go widzieć.
Pan Antoni był to mieszkaniec tegoż samego domu, mężczyzna dorosły, a dobry mój przyjaciel, który mię często obdarzał ciastkami i obrazkami i z wiedzą rodziców nieraz brał ze sobą na spacery.
Poszedłem do matki i powtórzyłem jej moje ohydne kłamstwo. Dobra matka, nie przypuszczając ani na chwilę
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.