nic złego, zdjęła pałasz z szafy, gdzie tak bezpiecznie spoczywał, i oddała go w moje niegodne ręce.
Ucieszony, że mi się podstęp udał, pędem powróciłem do sieni, bojąc się, czy nieznajomy chłopiec nie odszedł przez ten czas z chwastem. Ale nie! — on czekał ciągle na mnie.
Wziął pałasz w ręce, przywiązał do niego ogromny chwast i zaczął na nowo przedemną zachwalać, jak pięknie teraz wyglądać będzie.
Mnie nie trzeba było tej zachęty. Chwilami nie wiedziałem, cobym więcej mieć pragnął: czy ten ładny wrocławski pałasik, czy ten prosty, ordynarny chwast, z żółtej bawełny. Posiadać je zaś oba razem — było dla mnie szczytem szczęścia.
— Wiesz co? — powiedział chłopiec po chwili, przypatrując się ciągle pałaszowi — mój ojciec naostrzy ci go i wtenczas będzie zupełnie jak prawdziwy pałasz.
Te słowa podrażniły znowu moje ambitne pragnienia. Mój pałasz, myślałem sobie, mógłby jeszcze być lepszym i doskonalszym, niż jest, mógłby zostać „prawdziwym pałaszem“, takim, jakie noszą duzi i prawdziwi żołnierze... Spodobało mi się to ogromnie, ale z drugiej strony tknęło mię po raz pierwszy jakieś złe przeczucie.
Mój towarzysz spostrzegł to widać i odezwał się:
— Pójdziesz razem ze mną do mojego ojca, niedaleko stąd; za parę minut ci naostrzy, będziesz miał dopiero pałasz!
Trudno było mi jakoś zgodzić się na to od razu; bałem się powierzyć pałasz w obce ręce i oddalić się sam z domu. Ale chłopiec nie myślał mi oddać pałasza, tylko trzymał go silnie w ręku. Chcąc nie chcąc, musiałem robić to, czego żądał. Jeden mój krok fałszywy, to kłamstwo, którego się dopuściłem względem matki, uczyniło mię od niego zawisłym.
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.