Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogłem też odstąpić pałasza, o który się już obawiać poczynałem. Poszedłem więc razem z chłopcem, szamotany trwogą i niepewnością.
On, zapewne dla dodania mi otuchy i rozpędzenia podejrzeń, odpiął znowu chwast od pałasza i mnie go oddał. Pałasz został w jego rękach.
Podstępny mój przyjaciel zaprowadził mię, jak to później, gdym już miał więcej rozumu, poznać mogłem, nie dalej jak na pięćset kroków od domu.
Nie nadmieniłem wam dotąd, kochani czytelnicy, że to, co wam opowiadam, stało się w Krakowie. Otóż z jednej z ulic, przytykających do Rynku, nie zeszliśmy dalej, jak pod ratuszową wieżę, stoję na tymże samym placu z drugiej strony po za Sukiennicami.
Gdyśmy już tam stanęli, powiedział mi, że jego ojciec tu mieszka, żebym trochę zaczekał, że zaraz wróci i pałasz mi odniesie.
Cóż miałem robić? co miałem odpowiedzieć? Mógł robić, co mu się podobało, byłem całkiem pod jego władzą. Czułem, że wszelki mój opór, nawet w słowach wyrażony, na nic się nie zda. Poszedł więc, unosząc ze sobą pałasz, zniknął mi gdzieś z przed oczu, do dziś dnia sam nie wiem gdzie, a ja zostałem sam. Przykre było to czekanie i gorzkie moje myśli. Dobrze jeszcze było, dopóki podtrzymywała mnie nadzieja, że powróci. Ale po niejakim czasie musiałem o tem zwątpić. Czekałem i czekałem, a mojego chłopca z pałaszem jak nie widać, tak nie widać. Żal ściskał mi serce, coraz większy smutek mię ogarniał a nie widziałem żadnego sposobu odzyskania straty. Nie mogłem nikogo zapytać o chłopca, którego imienia, ani mieszkania nie znałem. Upły-