Nieudatne próby zniechęcały go nawet do tego stopnia, że już dobrowolnie nigdy się do tej zabawki nie zabierał. Jednakże prośby młodszego rodzeństwa zmuszały go do nowych prób, które raz lepiej, drugi raz gorzej wypadały, ale zawsze były bardzo niepewne.
Trwało to dopóty, dopóki nie przyjechał ze szkół na święta starszy brat Józia, Adaś.
— Mój kochany Adasiu — rzekł do niego zaraz na drugi dzień Józio — czy ty się czasem nienauczyłeś w Warszawie lepszego sposobu puszczania baniek?
— A i owszem — odrzekł Adaś — umiem robić bańki i to bardzo wielkie i piękne.
— Mój ty jedyny, pokaż nam, jak to się robi, bo my się tylko strasznie męczymy i rzadko nam się udaje.
Adaś, nie zwlekając, zaraz się wziął do rzeczy. Rozpuścił mydło nie w wodzie, lecz w spirytusie i dodał gęstej gliceryny. Gdy wydmuchał z tego płynu bańkę, wszystkie dzieci zawołały, że nie tylko nigdy nie widziały, ale nawet nie spodziewały się, aby można było tak wielką i piękną bańkę wydmuchać. A przytem jakaż łatwa robota była z tą mieszaniną roztworu mydła i gliceryny! Udawało się teraz tyle baniek, że już więcej nie potrzeba było sobie życzyć. To też uciesze nie było końca.
Po kilku dniach, gdy już się Józio dosyć zabawą nasycił, zapytał go Adaś:
— Słuchaj, czyś ty nie ciekawy, dla czego z tego płynu łatwiej się bańki udają, niż z mydlin zwyczajnych?
— O i bardzom ciekawy.
— Rozumiesz zapewne, że ta powłoczka mydlana, powstająca z kropli mydlin przez wdmuchiwanie powietrza, tem
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.