pracy i pilności zawdzięcza głównie swe powodzenie i tryumf nad paniczami, którym nieraz zazdrościł strojnych ubrań i ciastek, jakimi się objadali w Saskim ogrodzie, gdy sam zaledwie raz w miesiąc dostawał od ojca po kilka groszy, za które sobie kupował chleba świętojańskiego, orzechów lub groszowych karmelków. Dziś niczego im nie zazdrości, gdyż mundur zatarł różnicę w ubraniu, jaka go dzieliła od strojnych paniczów a powodzenie egzaminowe pozwalało mu z góry na nich spoglądać. Wprawdzie wyszedł z domu po to tylko, by kupić kajet do rysunków, ołówek i gumę, lecz piękna pogoda i tłumy przechodzących dawały taką sposobność do pokazania światu nowego munduru i publicznego stwierdzenia swego tryumfu egzaminowego, że choć minął już po drodze ze cztery składy materyałów piśmiennych, odkładał załatwienie kupna do coraz dalszego sklepu — aż wreszcie znalazł się w Saskim ogrodzie. Do zupełności szczęścia, jakie czuł w tej chwili, brakowało mu jedynie towarzysza, z którym by się mógł podzielić własnemi wrażeniami. Po drodze spotykał ciągle gromadki studentów, rozprawiających wesoło i hałaśliwie; on tylko wychowany na przedmieściu, śród biednej ludności robotniczej, nie znał nikogo w środkowych częściach miasta, a od wczoraj dopiero rozpoczęte lekcye nie pozwoliły zawiązać świeżych stosunków koleżeńskich. Łatwo pojąć, z jaką radością posłyszał w bocznej alei ogrodu Saskiego znajomy głos, wołający go po imieniu. Odwróciwszy się, ujrzał na ławce rozpartego Władka, trzecioklasistę, syna właściciela domu, w którym mieszkali jego rodzice.
Władek, choć czasem grywał na podwórzu w piłkę z Tadziem i bawił się jego gołębiami, na ulicy przecie nigdy z nim nie rozmawiał, uważając, że jako uczeń klasy trzeciej i syn
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.