dnictwem jednego z chłopców, wywołał matkę, której opowiedział całą przygodę, nie wymieniając nazwiska kolegi i zamilczawszy o doznanym od niego zawodzie.
Przez kilka godzin wyczekiwał biedny winowajca wyroku ojca, człowieka sprawiedliwego i rzadkiej uczciwości, lecz wymagającego od wszystkich takiej samej uczciwości i prawdy w postępowaniu.
Dopiero około dziesiątej w nocy pojawił się w szopie sam ojciec, i wziąwszy za rękę drżącego od strachu i wstydu Tadzia, przyprowadził do mieszkania. Tam kazał mu raz jeszcze opowiedzieć całe zdarzenie. Pomimo ponownego nalegania matki nie wymienił nazwiska kolegi, który go skusił do złego. Wysłuchawszy opowieści, ojciec pomyślał trochę i rzekł:
— Najadłeś się wstydu i strachu, zostałeś więc już ukarany, niech ci to służy za przestrogę. Nie wydałeś tego łotra — koleżki, dobrze zrobiłeś, bo mazgaje tylko winy własne zwalają na innych. Ten szczęśliwy egzamin zawrócił ci głowę, zdawało ci się, żeś posiadł wszystkie rozumy i możesz zgóry patrzeć na tych, co nie chodzą do gimnazyum; a tymczasem dałeś się za nos wodzić jakiemuś osłowi i hultajowi.
Jeżeli chcesz zostać porządnym człowiekiem, to strzeż się zarozumiałości i towarzystwa próżniaków.
∗
∗ ∗ |