Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ci jest, Tomusiu?
— Nic — odpowiadał chłopczyk i lekki rumieniec zmięszania pokrywał jego twarzyczkę.
Gdy się lekcye kończyły, Adaś brał go za ramiona, potrząsał mocno, jakby chciał z niego wydobyć odpowiedź i wołał głośno:
— Co ci jest?... co ci jest?...
Wtedy Tomuś bronił się i rozweselał.
Raz tylko cicho i z głębokiem westchnieniem powiedział:
— Nie wiem, czy będę chodził dalej do szkoły; mój ojczym nie chce mi dać na książki od wakacyi, mówił, że dosyć dla mnie tej nauki...
— A mama? — pytał Adaś.
— Przecież wiesz, że nie mam mamy.
— Prawda — rzekł zasmucony Adaś i zaczął Tomcia całować. — Ale ty do szkoły chodzić musisz! Ty najpierwszy uczeń! Ja ci książek pożyczę.
Kochali się bardzo, choć każdy był inny. Tomuś zresztą nie przyjaźnił się z nikim. Adaś wszystkim płatał figle, dokuczył nieraz, bił się z nimi, Tomusia nigdy nie uderzył. Rozśmieszał go wprawdzie i przeszkadzał mu, ale leciał do niego co dzień z otwartemi rękami jak prawdziwy przyjaciel. Najczęściej razem wracali do domu z rękami na ramionach. Przy kościele, u starej przekupki Adaś kupował sobie jabłka lub pierniki na drugie śniadanie i częstował Tomusia. Biedny chłopczyk czasem przyjmował, ale nie lubił tego i raz naprawdę się pogniewali, gdy Tomuś ofiarowany mu piernik zostawił w szkole.
Otóż kiedy kazano chłopcom zostać w klasie, powstała