wrzawa i Adaś, jak zwykle, skacząc po ławkach, śmiejąc się, zaczepiając kolegów, hałasował w najlepsze
— Co to może być? — pytali jedni drugich.
— Czekajcie! — zawołał Adaś — ja zobaczę i powiem wam. — Poskoczył do drzwi, otworzył, wybiegł na korytarz i po chwili wrócił niby przerażony, wszedł do ławki, otworzył książkę i zagłębił się w czytaniu.
— No i cóż? i cóż? — pytano dokoła.
Adaś czytał.
— I nic nie powiesz? no! — dopominali się koledzy, szarpiąc go za rękawy.
— Strach! sam dyrektor niesie tu przez korytarz pęk jakichciś prętów! W głowę zachodzę do czego to? Źle!...
Cała klasa parsknęła śmiechem.
— Pan Adam boi się? — rzekł rozwlekłym głosem gruby Hipek.
— Co, ja się boję! Poczekaj!
I puścił się za uciekającym chłopcem.
Wszedł nauczyciel i cisza od razu zapanowała w klasie. Chłopcy stanęli każdy na miejscu.
— Dobrzy ludzie — rzekł — co kochają pilnie uczące się dzieci, urządzili dla tych, które nigdy z miasta na wieś nie wyjeżdżają, tak nazwane: „Kolonie Wakacyjne“. Do pięknego miejsca w górach, koło Morszyna, pojedzie kilkudziesięciu chłopczyków użyć powietrza, lasu i swobody. Z każdej szkoły wybranych będzie kilku najbiedniejszych, co są mizerni lub chorowali w zimie. Z naszej szkoły też pojedzie paru. Powiedźcie zatem rodzicom lub opiekunom waszym, aby się zgłosili do dyrektora szkoły po bliższe objaśnienia. Teraz idźcie do domu.
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.