Stasia, choć napozór nie zrozumiała całego opowiadania panny Justyny o swem sieroctwie, jednak od tego dnia jakby onieśmieliła się wobec opiekunów. Dopóki była sama, pani Różycka zwracała na nią tak baczną uwagę, że nie uszłoby i to jej oka, ale teraz dzieci własne zajmowały ją tak bardzo, że pół roku minęło, zanim zauważyła, iż Stasia inaczej niż dawniej zbliża się ku niej, i zamiast „mamo“ mówi jej „pani.“
Rozgniewała się pani Różycka na gadatliwą Justynę — ale rzecz się już stała — sierotka wiedziała o swem pochodzeniu. Więc tylko, aby ją ustrzedz nadal od towarzystwa sług, przywieziono z Warszawy nauczycielkę, panią Wolewiczową, i Stasia pod jej kierunkiem rozpoczęła nauki.
Po paru latach, podrósł Stefanek i dom cały przepełniał psotami: podrosła i Wandzia, biegając bez pomocy niańki — a Stasia, starsza już panienka, serdecznie lubiana przez nauczycielkę, umiała nietylko czytać płynnie, pisać nieźle, trochę historyi, gieografii i różnych innych przedmiotów, ale grała na fortepianie śliczne kawałeczki i wykazała prawdziwe do muzyki zdolności. Przyjemnie było słyszeć, gdy drobnymi paluszkami dobywała z klawiszów dobrane dźwięki.
W tym czasie państwo Różyccy sprowadzili dla Wandy bonę francuzkę, a dla Stefana — nauczyciela. Stasia była tak miłą i roztropną dziewczynką, że ją lubili w domu wszyscy, prócz panny Justyny; więc wkrótce bona uczyła ją po francusku, a nauczyciel Stefana, pan Jan, który grał na skrzypcach, często prosił Stasię, by z nim przegrywała małe duety, towarzysząc mu na fortepianie, co ją niezmiernie do muzyki zachęcało.
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.