Prócz tego, ponieważ była bardzo usłużna, grzeczna i pojętna, cobądź się w domu robiło, każdy chętnie wołał ją do pomocy. Stara Pląskowska, gospodyni, zabierała ją nieraz z sobą do śpiżarni, wydając kucharzowi na obiad. Gdy smażono konfitury, lub pieczono ciasta, bez Stasi się nie obeszło.
Na wakacye przyjeżdżała corocznie kuzynka pani Różyckiej, mająca talent i umiejętność malowania pięknych obrazów. Gdy zabierała się do pracy, Stasia nie odstępowała jej ani na chwilę; co widząc artystka dawała jej papier, ołówek i wskazówki potrzebne. Wszyscy myśleli, że dziewczynka bawi się raczej niż uczy, lecz jakież było zdziwienie, gdy pewnego razu, na imieniny swej opiekunki, czternastoletnia Stasia ofiarowała jej namalowany własną ręką z natury widoczek, przedstawiający dwór Dębiański od strony ogrodu.
Wtedy to pan Różycki przezwał Stasię „Pszczółką,“ co miało znaczyć, że jak pszczółka z każdego kwiatka słodycz na miód zbiera, tak roztropna dziewczynka z każdej nauki wyciągała pewną korzyść i niezawodny pożytek.
Ale Stasia w tej porze zaczęła miewać zmartwienia ważne i czuć się nieszczęśliwą. Przyczyną tych smutków był Stefanek. Chłopiec ten, od rodziców pieszczony, przez domowników, a zwłaszcza przez pannę Justynę psuty był niezmiernie. Ona to, chcąc się przypodobać, niewłaściwe opowiadała mu historyjki: jak to on nie potrzebuje słuchać nikogo, gdyż rodzice mu dadzą wielki majątek, więc i nauka dla niego niekoniecznie przydatna.