ci kiedyś jeszcze łzy wylewać z bólu i wstydu, gorzej niż ty Stasię, i ciebie też kto sponiewiera! Kto wie jeszcze, jaki twój los będzie w życiu!
— Droga pani — ozwała się ocierając oczy Stasia — on jeszcze mały i sam nie wie, co mówi... Poprawi się, gdy zrozumie jak brzydko postępuje.
Stefan, mający wcale dobre serce, zmięszał się na widok łez Stasi, ale zły duch jego, panna Justyna, mrugnęła nań znacząco, pokazując pod stołem biczyk, który mu rano tegoż dnia zabrał pan Jan, bo nim wszystkich zacinał. Justyna wydostała ów biczyk z ukrycia i pokryjomu podawała go swemu faworytowi. Stefan na ten widok zapomniał o wszystkiem, porwał bicz i wybiegł do ogrodu.
— Zobaczycie, że ten chłopiec źle skończy — powiedziała pani Wolewiczowa, potrząsając głową.
— Poprawi się może, — odparła poczciwa Stasia, zapominając urazy, choć jej jeszcze bardzo było boleśnie od słów Stefana.
Pewnego wieczoru w Dębiańskim dworze wszczął się gwar i zamęt niemały. Na gwałt wynoszono i pakowano rzeczy, zamykano kufry, naradzano się cichym głosem. Domownicy płakali, pani Różycka, choć bardzo słaba, dźwignęła się z łóżka; ubrano dzieci ciepło, jak na daleką drogę, i nie tłumacząc im powodów, kazano pożegnać się z nauczycielami i ze służbą. O jedenastej w nocy pani Różycka zamiast udać się na spoczynek, poszła ze Stefanem, Wandą i Stasią