I hop w dół. Lis mu na kark, a z karku na rogi,
A z rogów na drąg i... w nogi...
— Niby-to nic nadzwyczajnego w tem opowiadaniu: wszystkie prawie wyrazy znasz, a te których nie znasz — znają dorośli; — wyraz chrapy np. znaczy nozdrza albo w ogóle twarz zwierzęcia, zrąb znaczy deski, z których się beczka składała, ryży kudła oznacza lisa, który ma futro puszyste czerwonawej barwy. Ale chociaż wyrazy są znane, dobór i układ ich jest taki, że żaden z poetów, którzy przed Mickiewiczem żyli, na to się nie zdobył. Widzisz tu sprytnego i podstępnego lisa, który chciałby schrupać gąskę, a dostaje się do studni, widzisz tego kozła, co patrzy na wodę, — a to w takich obrazach nowych i pięknych, że żywo ci wszystko staje w myśli, że mimowoli wbijasz sobie w pamięć każde zdanie. Teraz wiesz już, że poeta to taki człowiek...
— Wiem już, wiem... — odrzekł Janek, wychodząc z pokoju. Józio nie będzie już śmiał się ze mnie.