Wypraw nam, panie, sute okrężne,
Bo ci niesiemy dary potężne.
Plon niesiem, plon!
Otwieraj, panie, szerokie wrota,
Niesiem wianeczek z szczerego złota.
Plon niesiem, plon!
Otwieraj, panie, nowy swój dwór,
Bo ci niesiemy wszystek twój zbiór
Plon niesiem, plon!
Wynijdź-że, panie, z całą drużyną,
Przyjm od dziewczyny wianek z kaliną.
Plon niesiem, plon!
Na odgłos tego śpiewu, ojciec Jasia wyszedł naprzeciwko czeladki i sam otworzył gościnnie szeroką bramę, zapraszając żniwiarzy do dworu. Gdy wchodzili, dwóch zaczajonych parobczaków nagle oblało wodą wieniec i zarazem niosącą go przodownicę, gwoli figlarnemu zwyczajowi, żeby jak mawiano, nie było suszy na przyszłoroczny urodzaj.
Dziedzic z żoną stał w ganku, otoczony gronem rodziny i gości. Żniwiarze ze śpiewem przystąpili przed dwór, a gdy umilkli, przodownica oddała wieniec gospodarzowi, a druga dziewoja, najlepsza po niej żniwiarka, wręczyła mamie Jasia równiankę czyli pęczek kłosów pszennych, mający wyobrażać niby snop nowego zboża. Oboje państwo, uprzejmie podziękowawszy za wieniec, dali obu dzielnym żniwiarkom podarki, jako nagrodę ich wzorowej pracy, a dzieci tymczasem z ciekawości oglądały dziwnie okazały wieniec, który po wyjęciu z niego orzechów, został na wydatnem miejscu zawieszony w sieni dworu, podług starego rolniczego i polskiego zwyczaju.