Teraz pan i pani zaprosili czeladź i kmieci na posiłek, zachęcając do niego wszystkich serdecznie i przestrzegając, żeby nikt zapomnianym nie został. Jaś i jego siostrzyczki wzięli pod opiekę liczną dziatwę wiejską, która, jak zawsze, tak i teraz wszystka przybyła z matkami swemi na okrężne. Pani, głaszcząc, zapytywała o imiona dziatek, o ich wiek, o zdrowie, czy ospę miały dobrze zaszczepioną, czy zaczęły się uczyć i co umieją?
Tymczasem, ponieważ zrobiło się ciemno, zapalono na dziedzińcu latarnie i wiejska kapela, złożona ze skrzypka, basisty i bębnisty, zaczęła grać od ucha staroświecki taniec zwany powolnym lub polonezem, od którego każda biesiada rozpoczyna się. Ojciec Jasia, podług pięknego i odwiecznego zwyczaju naszego, jako dziedzic i gospodarz poprosiwszy do tańca przodownicę, sunął z nią w pierwszą parę, a najpoważniejszy gospodarz z wioski, przystąpiwszy do pani, poszedł z nią w drugą parę. Za nimi cała gromada wiejska, pomieszana z gośćmi państwa, ruszyła parami w krąg wielki. Dzieci panów, czeladzi i kmieci przypatrywały się radośnie miłemu widokowi. Na błękitnem niebie pogodnej nocy zaświecił srebrzysty księżyc z gwiazdami i przyćmił światło latarni.
Gdy wszystkie pary trzykrotnie przetańczyły dokoła powolnego, zabrzmiał ochoczy oberek a później dziarski mazur. Kapelę pomieszczono pod otwartemi oknami dworu, żeby przy jej graniu zarówno mogli tańczyć państwo w salonie, jak żniwiarze przed dworem. Wieśniacy przychodzili do pokojów, a panowie do gromady przypatrywać się serdecznej zabawie. Ojciec Jasia długo rozmawiał z gospo-
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.