na niego nikt nie patrzał, ściągnął ze stołu dwa ciasteczka; jedno migdałowe a drugie czekoladą oblane, i potem je wyniósł cichaczem.
— Aaa! — wykrzyknęły jednocześnie obie dziewczynki, kiwając z zadziwienia główkami.
— I cóż w tem dziwnego? — odezwała się matka. — Przecież Kasia wyniosła z sobą kilkanaście ciasteczek, a nikt się temu nie dziwi.
— Ależ — wykrzyknął Jaś z oburzenia zaczerwieniony — mateczka za ciastka zapłaciła, a on tamte ukradł.
Uśmiechnęła się matka, pocałowała syna w czoło i powiedziała:
— Masz słuszność, mój drogi; nigdy po cudzą własność sięgać nie należy; to grzech bardzo wielki. Ale idźcie biegać i bawić się, bo już widzę, że Walerce bardzo się chce pograć w kręgle.
I dzieci zaczęły się ścigać, biegać, grać w obręcze, w kręgle. Nie obeszło się i bez smutnych wypadków, a po każdym z nich Walerka biegła z płaczem do mamy. Raz zawadziła się i upadła, a drugi raz Jaś ją po ręce uderzył.
Dzieci bawiły się tak dwie godziny. Słońce zaszło zupełnie, a wieczór był cudowny. Matka sięgnęła po paczkę z ciastkami, zamierzając niemi dzieci obdzielić, gdy naraz niedaleko w krzakach, usłyszała podniesione głosy Kasi i Jasia, zawzięcie kłócących się ze sobą.
Kasia drżącym ze wzruszenia głosem wołała:
— Jasiu, na miłość boską, nie ruszaj! nigdy na to nie pozwolę.
A Jaś krzyczał gniewnie:
— Precz mała, bo tak dam! Będę się ja ciebie pytał!
Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.