Na szerokiej drodze, ciągnącej się wśród pól, ogołoconych już ze złotych kłosów żyta, ukazały się dwie postaci: mężczyzna w wieku podeszłym i chłopię niedorosłe. Obaj byli widocznie mieszkańcami, jeśli nie wsi, którą mijali to jakiej innej, ubiór ich świadczył o tem... Stary podpierał się grubym, sękatym kijem, od czasu do czasu wzdychał ciężko, chłopiec rozglądał się ciekawie wokoło.
— No, rzekł stary — to i rozstać się nam trzeba; ja dalej iść nie mogę, choćbym i chciał. Ciężka ci dola naznaczona, lecz sam się do niej rwiesz, a ja ci nic dać nie mogę. Mam-ci wprawdzie chatę i gruntu kawałek, ale tego nie urwę przecie i nie sprzedam, bo w chacie jeszcze pięcioro żywić trzeba. Nie zapomnij, żeś synem prostego kmiecia, nie zapomnij braci twoich i tej wioski, gdzieś pierwszy raz słońce ujrzał, gdzie stoi chata twoja, gdzie mogiła twej matki. Gdy nad księgami z paniętami zasiędziesz, gdy z tych ksiąg mądrości się nauczysz, nie pogardzaj ty swemi, nie zaprzej się tych, co z płu-