Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie i kiedy bywa, co robi i mówi, i mieliśmy zanotowany każdy z jego beznadziejnych uśmiechów na widok młodocianych piękności naszego starego grodu. Dziś można już nawet nie robić tajemnicy, tak przecie długo «konspirowanej», z tego faktu, iż w pewnym ciemnym kącie Pocztowej ulicy spraliśmy rudą fizys tak należycie i tak dokładnie, że nasz pedagog nawet nie «zrobił użytku» z tego zamachu i nikomu się nie poskarżył. Zato miał nas wszystkich na oku, na sercu, na wątrobie i na śledzionie. Pamiętał o nas wrażliwością swych różanych policzków.
W tym czasie najbliższy mój przyjaciel Jan Wacław Machajski, mieszkał u pewnej zamożnej rodziny, gdzie za lekcye, czyli tak zwane «korepy», udzielane dwu chłopcom, miał pokój i utrzymanie, — ja zaś w podobny sposób przeżywiałem się u innej familii, wzamian za ciężkie «korepy», udzielane dwojgu nad-matołków. Mieszkania nasze mieściły się w tej samej okolicy miasta, przedzielone podmiejskiemi placami, ogrodami i łąkami. Zawikłana kombinacya uliczek, przesmyków, kładek i przełazów między wielkiemi parkanami, brudna i błotnista ponad wszelkie europejskie wyobrażenie, łączyła nasze owoczesne legowiska. Dom, gdzie mieszkał Jan Wacław, stał, a właściwie głęboko siedział w dużym i cienistym ogrodzie, otoczonym wysokiemi murami. Front domu wychylał się z ogrodu na olbrzymi dziedziniec, istny plac publiczny, zastawiony wokół murowanemi składami i magazynami o ślepych oknach i kutych drzwiach. Był to jakiś niefunkcyonujący już browar, przerobiony już to na mieszkania, już na składy sklepowe. Cała ta posesya, jak wielki prostokąt, przy-