Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

zitelnych wodzów i tego króla pieśni, który pokolenia nauczył modlić się «o wojnę powszechną za wolność ludów», — którego proch radował się w swej wawelskiej pieczarze, iż dana była nareszcie jego plemieniu łaska — chwila modlitw «obyczajem przodków na polu bitwy, z bronią w ręku, przed ołtarzem zrobionym z bębnów i dział, pod baldachimem, zrobionym z orłów i chorągwi naszych». Wyniosła maryacka wieża, — ratuszowa, pod której cieniem król polski hołd odbierał, — sylweta świętej Katarzyny kościoła, kościoła Bożego Ciała, gmachy naukowe, pałace... Oto wynurzył się na tle porannego nieba daleki widok kopca. Wzrok ludzkiej nędzy spoczął na nim, jako na ostatnim wizerunku mocy narodu. Zasnuty mgłami wznosił się sam jeden ten najpiękniejszy pomnik na ziemi, ten pomnik istotny i jedyny, ten wiecznie nowy i zawsze jednako wzniosły hymn narodu ku czci swego wodza. Jakież-bo na kuli ziemskiej piękno może się porównać z prostotą i potęgą tej zachwycającej legendy o bohaterze, która, zda się, podźwignęła, jak wulkan, sam grunt martwy i poderwała ku niebu? W bezlicej i niemej formie pamiątki zaległy dzieje żywotów, prac, skonów pokoleń i, — zdawało się, — nadziei wiekuiście jednakiej. A oto oczy wszystkich pytać się poczęły i tego strażnika prastarej ziemi, czy i on był tylko złudzeniem, tylko minionem uczuciem? Czy i on, ołtarz, na którym ogień wiecznej młodości płonie, zdarty zostanie z łańcucha pagórków przez kule armat moskiewskich? Czy ujrzą go jeszcze oczy tych, co tu powrócą? Bezsilna rozpacz szamoce się w sercach ludzi patrzących, bezsilne łzy spływają z oczu, nędzna wściekłość zaciska pięście — i głuchy