Imieniny pani Heleny... Jedziemy! Serce uderzać przestaje ze szczęścia: zobaczę ją, napatrzę się bogactwa jasno-rudych włosów, ust z lekko pochyloną dolną wargą, oczu tajemniczych, bez blasku, milczących, zamglonych, blado-niebieskich, oczu istot przeżytych, z wystygłemi sercami, jak mawiać zwykli utalentowani a tendencyjni beletryści, a oczu, według mnie, istot wyższego gatunku, mówiących to tylko, co mówić można, co mówić każe konwenans.
Zresztą... co mnie obchodzą beletryści?... Myślę o tej chwili, gdy zwróci zwolna w moją stronę prześliczną głowę i spojrzy śmiało, a zimno. Tęsknię za tobą, spojrzenie bogini!... Tak, nie jest to feblik; to głębia, — to, że się tak wysłowię, ocean.
Znam dobrze historyę pani Heleny; wiem, że przed mężem jej, nie mniej szanownym jak dystyngowanym panem Leonem, był ktoś, kto uczył ją muzyki i śpiewu, oraz wyśpiewał jej więcej, niż powinien był wyśpiewać, wiem, że następnie rok cały przepędziła w Palermo; wiem i coś jeszcze więcej, — i dlatego właśnie, otwar-
- ↑ Z DZIENNIKA. Jest to pierwszy utwór, jaki Żeromski drukował w Głosie (7 grudnia 1889 r., Nr. 49). Nosi on tam tytuł: Z Dziennika. I. Psie prawo i kończy się formułą d. c. n. Ze zmienionym podtytułem (Z dziennika. Pod pierzyną) i już bez znamion przynależności do jakiegoś cyklicznego projektu powtórzyło ten utwór pierwsze wydanie Opowiadań (Warszawa, 1895); z następnych jednak wydań tego zbioru został wyłączony.