jaką czuje człowiek, gdy na progu jego serca staje miłość.
Daleko, daleko, w przejrzystych mgłach, niby w ślubnych welonach, wśród zieleni wierzb i wiklin, na piersiach łąk leżał pas długi, srebrnolity. Jasna to była pani: dumna i piękna — Wisła.
Drożyna zawróciła na prawo. Tuż pod stopami memi, w głębi wąwozu, tuliła się wieś. Białe chatynki stały obok siebie wzdłuż drogi błotnistej, wysadzonej wierzbami o wielkich rosochatych głowach. Od jednej do drugiej szedł, zataczając się, szary, postarzały płotek z wierzbowych palików powiązanych wikliną. W maleńkich ogródkach pod oknami chat kwitły georginie.
Okna były pootwierane, wieś pusta.
Za trzecią dopiero czy czwartą stodołą, usłyszałem głosy. Przeszedłem przez płot i wyjrzałem z poza węgła chaty — co oni to tam robią?...
Na trawniku pod lipą rozłożyła się niemal cała gromada: chłopi leżeli na brzuchach, podpierając brody pięściami i nacisnąwszy na oczy «kapaluse», baby i dziewczyny skupiły się opodal i z pobożnym wyrazem twarzy słuchały, wpatrując się w Wicka Dziabasa, co siedział pośrodku na przewróconem wiaderku i... czytał.
— Istna idylla... pomyślałem — chłopi przy książce!...
Nadzwyczaj poważnie, powoli, monotonnie drżącym głosem czytał Wicek:
«... Tu prze-rwał, lecz róg trzy-mał — wszystkim się zda-wało że woj-ski wciąż gra jesce...»
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.
[1889]