Tymczasem bystronogi Maryan Abramowicz, nic a nic nie wiedząc, co się przydarza na Szewskiej ulicy, spełniał swe ulubione przedsięwzięcia. Z mieszkania przy ulicy Zielonej pomknął na parę dni przedtem do Królestwa. Przedostawał się do Przywiślańskiego kraju, oczywiście, bez paszportu, skacząc w biegu do odchodzącego pociągu w Granicy, w Aleksandrowie lub na innej jakiejś stacyi wraz z ładunkiem «bibuły», którą transportował. Sławne były jego lwie susy z jednego pociągu do drugiego w biegu. Woził zaś i nosił «bibułę» wszelkiego rodzaju: «patryotyczną» i socyalistyczną, byleby uderzała w carat. Niezawsze jednak te karkołomne skoki były możliwe. Czasami na stacyach granicznych «konjunktura» była tego rodzaju, iż należało co prędzej wynosić się z tych okolic. Wtedy przedostawał się do zakazanego wnętrza Królestwa mokrą granicą, jużto przebywając graniczne jeziora kędyś od strony owoczesnych Prus, jużto przepływając Wisłę. Pewnego razu przesiedział pół dnia w szuwarach jeziora, zanurzony w wodę po głowę, trzymając nad tą głową swą bibułę i sławetne ubranie. Najczęściej jednak gruntował Wisłę w jej płytkich miejscach, w okolicy komory Rataje. Rozbierał się do naga w wiklach galicyjskiego brzegu — odzienie, kapelusik i pakiet z bibułą podtrzymywał nad głową lewą ręką — i szedł wodą, po głowę zanurzony, wprost na osypiska tamtego brzegu. «Obieszczyk» moskiewski siedział zazwyczaj na tym wysokim brzegu, drzemiąc lub wyłapując na sobie kąśliwe insekty. Przemytnik druków wolnościowych i wyzwoleńczych podsuwał się niepostrzeżenie pod brzeg wysoki, wychodził z wody, skradał się w ukos i wreszcie wprost
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.