odezwy, wzywające, jeżeli się nie mylę, do święcenia pamięci Kilińskiego. W to mu graj! Pod pachę wziął stos odezw, do kieszeni paczkę odpowiednich gwoździków, w rękę dogodny młotek i podefilował lekkiemi kroki w Aleje Ujazdowskie. Tam, posuwając się od drzewa do drzewa, przybijał starannie młotkiem proklamacye i systematycznie rozprostowywał papiery na chropawej korze drzew, pamiętających pewnie dzieło Kilińskiego. Zaciekawiło to pana stójkowego, co też to za ogłoszenia wysmukły młody człowiek przybija młoteczkiem o tak niezwykłej porze rannego wykwintnej publiki spaceru. Podszedł, zaczął czytać i, podobnie jak jego koledze w Krakowie, włosy mu dębem stanęły i oczy na wierzch z orbit wylazły. Zaczepił tedy zapracowanego młodzieńca naiwnem pytaniem: co on tu robi? Nie leżało to jednak w zwyczajach Maryana Abramowicza, żeby na pytania policyantów dawać ścisłe odpowiedzi. Odsunął tedy natręta dość kategorycznym gestem. Po przybiciu paki odezw, «Moskal i Kacap» ruszył coprędzej w swoją stronę. Lecz poturbowany policyant pospieszył za nim, gwizdkiem zwołując współkolegów na ratunek. Nie pomogło salwowanie się ucieczką w dorożce. Wezwani na pomoc policyanci wskakiwali również do pierwszej napotkanej dorożki i pędzili za zbiegiem. Widząc, że im nie umknie, Abramowicz wskoczył na Nowym Świecie w bramę domu naprost Smolnej ulicy. W podwórzu tej posesyi nastąpiła sławna batalia. Były tam wąskie schody, prowadzące na galeryę pierwszego piętra. Tam właśnie osaczono siłacza. Ale każdy ze śmiałych policyantów, który na owe schody wbiegał, zlatywał natychmiast
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.