Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

podał mu rękę i poszedł sobie, — żeby mu, oczywiście, dodać kary. Ale czyż ten więzień nie podważył wtedy swem potężnem ramieniem niezłomnych murów strasznego Rosyi kryminału? Dziś wiemy, iż takie bohaterskie duchy, heroldowie wolności, nie na placach bitew, lecz w głębokich mrokach najsroższego z ucisków, w samotności i zgnębieniu nieprzejednani, ruszyli z posad caryzm. Dziś, gdy w naszym powojennym świecie modne jest potępianie idei niewolniczego buntu, — biada nam, jeżeli popchniemy idee i chwałę takiego buntu, jak tamten Maryana Abramowicza w więzieniu. Należy on do tego nieśmiertelnego legionu buntowników, prekursorów wiecznego postępu ludzkości, z których jeden niegdyś na szczycie piramidy wyrył te sprawiedliwe słowa: «Przekażcie wiekom noc 29-go listopada!»
Gdy napisałem był powiastkę o ludziach tego typu, a raczej o tym antropologicznym gatunku, pod tytułem Ludzie bezdomni, otrzymałem, daleką, okólną drogą, fotografię Maryana Abramowicza i jego rodziny z Wierchojańska na Sybirze, w futrach reniferowych, czy niedźwiedzich. Twarze tylko aryjskie wskazywały, że to nie są Eskimosi lub Jakuci. Na odwrocie wizerunku znalazłem napis: «Za Bezdomnych od bezdomnych podziękowanie i pozdrowienie». Była to w mojem życiu pisarskiem najzaszczytniejsza «recenzya» i najwyższa nagroda.
Wiele lat upłynęło. Mieszkając w Nałęczowie pod Lublinem, popadłem w chorobę, która mię długo w łóżku trzymała. Pewnego dnia wprowadzono do mnie gościa, nie mówiąc jego nazwiska. Wszedł Maryan Abramowicz z bratem swym starszym. Ten sam to był ra-