Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

dosny człowiek, ten sam niemal — młodzieniec, tak samo nosił na ręku po kilkoro napotkanych dzieci, lecz jakby czarna, bezsłoneczna, lodowata zima sybirska wypiła z niego zbyt dużo krwi. Niechętnie teraz mówił o «polityce». Nawracał wciąż w rozmowie do książek, do rewolucyi i reakcyi literackich, do poezyi powieści, dramatów. O Sybirze wspominał niechętnie, jako o epizodzie niemiłym, o minionej przygodzie. Rwał się do życia nowego. Nazajutrz poszedł w to życie. Ponieważ wypadło mi opuścić kraj i mieszkać zagranicą, mętnie wiedziałem, iż ten Sybirak mieszka w Warszawie. Po powrocie do kraju pewnego dnia urządzałem w Filharmonii warszawskiej, przy czynnej pomocy panny Wandy Malinowskiej (obecnie pani Wandy Osterwiny), wieczór artystyczny na rzecz pewnego celu oświatowego. Oczarowany niezrównanem mistrzostwem recytacyi wiersza Rybaczka z Samuela Zborowskiego Juliusza Słowackiego, który niezrównana artystka na wieczorze wygłosiła, — mając pełne uszy muzyki mistrza Barcewicza, wróciłem późno w nocy do domu i, zrzuciwszy obok łóżka ubranie wieczorowe, zasnąłem. Moje miłe sny przerwał ostry dźwięk dzwonka, a potem licznych ostróg pobrzęki. Komunik żandarmów i policyantów napełnił mieszkanie. Uspokajali mię troskliwie:
— Niechże się pan nie niepokoi. To tylko rewizya.
Uspokoiło mię to nadzwyczajnie. Kazano mi się ubrać w porzucone niedawno suknie i, po przetrząśnięciu mieszkania, zaproszono do udania się na przechadzkę. Naprzód powędrowałem do cyrkułu przy ulicy Kruczej. Tam wśród złodziei, pijaków, prostytutek i szpiclów spędziłem resztę nocy, ulokowany