w zaduchu, gdy nie było na czem przysiąść na chwilę. Dopiero nad ranem, gdyśmy po wielu protestach podpisali, do dyabła! żandarmski papier z formułą: «Priczastien k’ rewolucionnomu dwiżenju» — pozwolono nam udać się «na spoczynek» w górnych apartamentach okratowanego ratusza. Uprzejmy komisarz zapytał mię jak najsłodszym tonem:
— Czy pan może życzy sobie pod «czternastkę», pod pana inżyniera?
Nie wiedząc, o jakiego pana inżyniera chodzi, odparłem jak najsłodziej, że zgadzam się jaknajchętniej. Zaprowadzono mię tedy do czternastki pod pana inżyniera (Stanisława Kruszewskiego), który, siedząc tam od dłuższego czasu, sprawował nad współwięźniami, a i nad policyantami, nieopisaną, moralną władzę. Wszedłem do izby pełnej kopciu i chrapania. Mała, naftowa lampka, produkując niezmierne ilości kopciu, słabo rozwidniała niską izbę. Policyant podprowadził mię do pryczy i wypatrzył między leżącemi ciałami wolne miejce. Wsunąłem się na deski i ległem, z niewymowną rozkoszą rozprostowując kości. Z prawej i lewej strony leżały cielska chrapiące. Po pewnym czasie jedno z cielsk obróciło się w moją stroną. Jakkolwiek nędzny był płomyczek dalekiej lampki, poznałem przy jego blasku znajomy profil, czoło, nos, brodę...
— Cóż u licha! Maryan Abramowicz... Znowu tu sypia?
Ależ chrapał! Nie było mowy o spaniu. Rozkoszowałem się jednak możnością leżenia w pozycyi poziomej po tak długiem pionowem bytowaniu. O pewnej porze tej nocy, niezbyt przyjemnej, niedźwiedź zu-
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.