księdza Władysława Siarkowskiego. Kiedy już traciło się ostatnią nadzieję, Maryan Abramowicz wszystko wynalazł. Tak to — właściwie od samych początków swej działalności obywatelskiej był roznosicielem, rozdawcą i tragarzem mało znanych druków. Nosił niegdyś druczki wolnościowe poprzez rzekę-macierz i przez głębinę jezior mazurskich do kraju, gdzie oszołomieni ludzie «śmierdzieli ze strachu» w niewoli. Przy końcu życia — szerzej, od samego spodu i wyżej rozniecił ognisko. Paliwo brał zewsząd, boć przecie widział niemało, przeżył niejedno, więc go wiele spraw pociągało. Był fenomenalnym miłośnikiem druku, książki, twórczości, poezyi. Ostatni raz miałem szczęście widzieć go w jesieni ubiegłego roku. W czasie krótkiego wspólnie przejazdu tramwajem, znowu kłótnia o pewne wyrazy w korektach, opowieść o lecie ostatniem. Spędził je na Pomorzu, a całe wzdłuż i wszerz przemierzył krokami. Te forsowne, dawniejszym trybem podjęte, marsze, czynił teraz w poszukiwaniu «Smętka», bohatera mego utworu pod tytułem Wiatr od morza. Śmiał się po swojemu, iż tego Smętka już tak w istocie tam niema, że nic już o nim ludzie prości nie wiedzą. Tłómaczyłem z pośpiechem, iż ów Smętek nie jest, ani co do nazwy, ani co do samej figury, moim wymysłem, lecz że go w całości zapożyczyłem od Derdowskiego, poety Kaszubów, z jego poematu komicznego o «Panu Czorlińścim, co do Pucka po sece jahoł». Tłómaczyłem, iż nazwisko tego pomorskiego dyabła należy wymawiać inaczej, niż my to czynimy z pomocą naszej nosówki ę, iż należy w tym wypadku używać trzeciego dźwięku nosowego, niegdyś bytującego w języku
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.