Poeci minionych lat nosili te wielkie armie w sercu samotnem i pod kościami czaszki, które dziś schną w kryptach kościołów. Widzieli je oczyma, spalonemi od pragnienia, przemierzające ojczyste krainy. Jeden — w najcięższym okresie czasu, po złamaniu polskiego oręża i po wdeptaniu go w ziemię straszliwemi stopami caratu, w tułactwie, stojąc na katedrze francuskiego kolegium, przemienionej przezeń na «stanowisko wojenne», na «basztę, którą geniusz Francyi powierzył sprzymierzeńcowi swego narodu, duchowi słowiańskiemu», — samotny, tak samotny, iż powoływał każdego, «kto poczuje w sobie więcej siły, albo więcej prawdy», — ażeby go zastąpił, gdyż to miejsce opuszczone być nie może, w grudniu 1843 roku sam jeden wzywał:
«Chociażby mi przyszło obrazić nawyknienia moich słuchaczów, chociażbym miał wreszcie na gwałt krzyczeć, będę krzyczał. Krzyki te nie będą mojemi własnemi. Poświęciłem osobistość moją: wydzierają się one z głębi ducha wielkiego ludu. Od samego dna jego wszystkich podań, przebiwszy się przez duch mój, upadną tu pomiędzy wami, jak strzały, dymiące się jeszcze krwią i znojem.
Ile zdołam nasączyć w moją duszę zapału, miłości, sił, powołany jestem tu wylać. Wznoszę tę czarę, by ją wychylić na cześć geniuszu wielkiego narodu, geniuszu Francyi: dopiero po spełnieniu takiej ofiary wolno ten geniusz wywoływać».
W pół roku później, dnia 21 maja 1844 roku, wywoływał go w istocie:
«Polska odpowiedziała na wszystkie wasze wezwania. Wstrząśnienie, które w dniach lipcowych poru-
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.