Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

jego dom rodzinny i wędrujący ułamek lądu, — tego wszystkiego, co zostało i czeka, — jest to pan i przyjaciel, dobroczyńca i obrońca. Stary marynarz, który po latach przymusowego na lądzie pobytu, na widok portu, zapełnionego kominami i masztami, wydaje jeden tylko okrzyk — w nim zawiera całe życie swoje: — «Okręty!»
Społeczeństwo żeglarzy, rozproszone na wszystkich wodach globu ziemskiego, było właściwie ojczyzną Josepha Conrada. W długich podróżach do celów nieskończenie dalekich pilny i ciekawy obserwator, miłośnik morza i wszelkich spraw jego, nauczył się, zgłębił, pojął duszę marynarzy i zapamiętał wszystko, cokolwiek mówili i czynili. Stąd wynikła niezrównana galerya portretów, malowanych, zapewne, z żywego modela. Kapitan MacWhirr, prowadzący parowiec Nan-Shan w powieści p. t. Typhoon, — kapitan statku, który ratuje rozbitą szkutę Lorda Jima, opój i zawalidroga z pozoru, a bohater najwyższej miary w istocie rzeczy, — galerya marynarzy ze statku Narcissus, ze statku Patna, Tremolino i innych — to ta rodzina, to naród poety. Pamięta on ich wszystkich, szanuje każdą ich cechę, lubi ich przywary, manie, nałogi, tęsknoty i furye wewnętrzne, kocha ich życie, ich dnie i noce. Kocha każdego marynarza i wszystkich razem, gdziekolwiek wędrują. Kiedy w r. 1914, na samym początku wojny, miałem zaszczyt poznać Józefa Konrada Korzeniowskiego i pozyskać jego przychylność, — po długiej pewnego razu rozmowie, gdy ta przychylność, jak sądzę, dosięgła najwyższej granicy, — czegoś jeszcze brakowało. Wówczas znakomity pisarz nachylił się ku mnie, mrugnął porozumiewawczo okiem, uderzył