dzę, iż byłoby wprost przeciwnie. Ta to instytucya byłaby wieżą strażniczą, sygnalizującą wiekuistą nowość. Ona to miałaby przedewszystkiem książki, czasopisma i wszelkie źródła nowe. Ona przez dyskusye, odczyty, rozmowy i wpływy podnosiłaby poziom naszego życia wyżej, a, co najważniejsza, przeniosłaby ogół pracowników z kawiarni, z jałowej i głuchej samotności, w której pokutuje rutyna lub snobizm, do sali obrad, na literackie agora, gdzie ścierałyby się najświetniejsze szpady krytycyzmu.
Ileż to spraw aktualnych czeka na wszczęcie, na zapoczątkowanie, na rozwiązanie! Z całego ich ogromu wyjmę dwie, najbardziej interesujące. Pierwsza sprawa — to sprowadzenie do kraju zwłok Juliusza Słowackiego. Nie mam tutaj czasu na jej wyłuszczenie, a nawet na uprzytomnienie. Zaznaczę tylko, że przecie zebranie obywatelskie przed laty, pod przewodnictwem marszałka Badeniego, w sali rady miejskiej miasta Krakowa, zdecydowało sprowadzenie zwłok poety i złożenie ich na Wawelu. Gdy kardynał Puzyna oświadczył, że ich tam nie puści, sprawę tę wogóle porzucono, a uchwały nie cofnięto. Gdy zaś znaczny zespół pisarzy i artystów wszelkich odcieni przekonaniowych podpisał odezwę, ażeby zwłoki wieszcza złożyć przynajmniej w ziemi rodzinnej i zaproponował na grobowiec jedną z gór w Tatrach, to jeden z pisarzy, p. Jan Gwalbert Pawlikowski, potraktował inicyatorów tej myśli w sposób brutalny i kazał wszystkim «czekać». Otóż i czekamy. Przyszła niepodległość, a od p. Pawlikowskiego nie doczekaliśmy się wszczęcia tej sprawy, której pozostawienie tak jak jest stanowi zniewagę wielkiego poety.
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.