kłem oddawna uważać za piękne, dobre i szlachetne. W głębi duszy pielęgnowałem, rzecz prosta, niewinne marzenie, że jako założyciel wyniesiony zostanę wkrótce na godność przeora, a może nawet — o, bon Dieu! — opata...
Tymczasem — «wszystko runęło na łeb i poszło na nic!» — bo oto mężowie Wydziału krajowego, wziąwszy pod uwagę wskazania Rady szkolnej krajowej, postanowili, po długotrwałem dłubaniu w nosach, przeprowadzić reformę szkolnictwa, i to nie zapomocą półśrodków, ale energicznie, — poprostu postanowili podnieść pensyą nauczycieli ludowych z 240 reńskich (maximum) odrazu do wysokości 250 reńskich.
Skoro tak — rozważałem — to i «Bractwo» nie ma racyi bytu, bo i tamci kafrowie z gór karpackich zstąpią, ucywilizują się i zaczną robić «prawdziwie wielkiemu światu wrażenie, a sobie sławę ludzi porządnych i dobrze wychowanych» — i ci, co «do ostatniej dziurki pasa przyciągali», zapuszczą teraz brzuchy i podbródki, i lud za kilka miesięcy zacznie Pawła Bourgeta w oryginale czytać. Tę samą mniej więcej nadzieję wyraził marszałek ks. Sanguszko w mowie, otwierającej sejm w dniu 3 b. m.
«Miejmy nadzieję — mówił — że tem podniesieniem nie tylko osiągnięty będzie choć częściowo cel zaradzenia brakowi sił nowych nauczycielskich, ale także, że ta młodzież, którą w kraju tak ważne i szczytne czeka zadanie, tą pomocą od moralnych chorób ochronioną zostanie, na które — rzucona na pastwę losu, — niestety, nieraz narażoną jest». (Marszałek ma tutaj zapewne na
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/288
Ta strona została uwierzytelniona.