i cierpiącego człowieka, robotnika, gnębionego przez przemoc, — mieliżbyśmy dziś opuścić ręce, gdy w nie los włożył szczęście wolności? Czyż zmieniły się nasze dusze? Czy ustało już nasze serce? Czy już oślepły nasze oczy? Czy potęga zasłoniła nam nędzę współbraci? Czy przepych państwa znieczulił nas na widok krzywdy, a szczęk powrotu sławy zagłuszył jęk spracowanego nędzarza?
Wydaje mi się, iż Polska dzisiejsza musi przedewszystkiem przeżyć zagadnienie, które nosi nazwę — «Jakób Szela». To zagadnienie, jak ostrze dobrze toczonej siekiery, przyłożone jest do korzenia młodego polskiego drzewa. Wciąż, za dnia i po nocy, tajemnicza «ręka» ostrzy brzuśce starej siekiery. Nie wystarczy już dziś bezradnie i bezbożnie modlić się z jękiem o karę na «rękę». Nie wystarczy pokazywać Jakóba Szeli, jako upiora, który się wstydzi krwawych plam na rękach i łachmanach, a usiłuje je myć i prać, aby nie było znać. Nie wystarczy zamiatać krwawych śladów straszliwego mściciela pawiemi piórami wiejskich młokosów, a jego tygrysiego pomruku zagłuszać brzmieniem piosenek przychylnych dla ludu, w duszy artystycznej inteligencyi zrodzonych. Trzeba wśród wolnego narodu wołać, trzeba krzyczeć, trzeba się dobijać o wielkie, o główne, o najgłębsze prace społeczne, o natychmiastowy czyn, o pełnienie dziś wolną prawicą nieśmiertelnego dzieła hrabiów Wiesiołowskich, Franciszka i Michała, — o nasycenie ziemią wszystkich bezrolnych, o nakarmienie głodnych i sprawiedliwość bezwzględną dla każdego człowieka i obywatela. Trzeba takiemi powszechnemi poczynaniami wyrwać upiorowi
Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.