dziś z jego pism i z jego życia. Oto w przygodnym wierszu na ślub szwagra, Tadeusza Bobrowskiego, za czasów jeszcze złotej i bujnej wokół wolności, taki dźwięk w czasie uczty weselnej daje się słyszeć:
Za wasze szczęście płacic Bogu trzeba!
Myślcie w swym domu, że tylu bez domu,
I łamiąc chleb wasz, że tylu bez chleba...
Przykuty do miejsca swego wygnania, zdala od krwawej tragedyi roku 1863-go, po latach, w których ciągu utracił żonę, pisał w roku 1866 do krewnych w kraju te słowa tak proste i pokorne, jakby były dalszym ciągiem księgi Pielgrzymstwa Polskiego, brzmiące w naszem uchu, jako najistotniejszy wyraz i najgłębszy ton tego przeklętego czasu:
«Jeśli gdzie jest uśmiech u nas — niech wam zabłyśnie; niech łzy nie wypalają wam serc, a ulgą bolejącym duszom się staną... Niech ten Rok Nowy — nie wiem już który niewymownych smutków i boleści — nowych wam nie przynosi i pozwoli przynajmniej w świętem utęsknienu i ciszy miłować czujnie tych, co dalecy, i tych, co śpią po grobach, a żyją w miłosierdziu Bożem. Przebyłem te ciężkie, okropne dni najlepszych, najświętszych wspomnień, przeżyłem nie moją, a Bożą siłą. Zapewne nigdy nie cierpiałem, ani mogę tyle cierpieć, co cierpiał Zbawiciel nasz, alem też człowiek tylko. Patrzałem bez przerwy na krzyż i tem krzepiłem omdlewającą duszę, mącące się myśli. Przeszły dni święte katuszy i wstałem do codziennego życia trochę więcej złamany, ale dyszący, żywy. A i sierota za połę mię trzyma — uciec od troski o niego nie-