W Cezarei Maurytańskiej, w jednem z większych miast tego kraju, żył za panowania cesarza Dyoklecyana pewien chrześcijanin, imieniem Arkadyusz, a będąc jednym z najbogatszych i najznamienitszych obywateli Cezarei, odznaczał się przytem wielką pobożnością i miłosierdziem dla ubogich. Kiedy owego czasu wszczęło się silniej prześladowanie, starosta tamtejszy, chcąc się przypodobać cesarzowi, nakazał sporządzić spis wszystkich mieszkańców, wyznaczając dzień, w którymby zebrawszy się społem, bogom ofiarę złożyli. Arkadyusz, aczkolwiek się śmierci męczeńskiej nie lękał, mimo to ukrył się, aby tem lepiej na śmierć się mógł przysposobić. Zawiadowcą domu swego ustanowił przez czas ten jednego z swych powinowatych. Nie długo jednak w ukryciu mógł bawić. Ze spisu wykazało się bowiem, że Arkadyusz w dniu oznaczonym nie zjawił się na pokłon bogom; starosta przeto posłał po niego, aby go natychmiast przed nim stawiono. Ponieważ Arkadyusza w domu nie zastano, zawiadowca natomiast jego miejsca pobytu stanowczo nie mógł oznaczyć, rozgniewany przeto starosta kazał owego powinowatego wrzucić do więzienia i dopóki go tam trzymać, aż nie wyjawi, gdzie Arkadyusz się schronił. Było to jednak niemożliwem, gdyż więzionem nie było wiadomem, dokąd i poco właściciel się udał. Skoro się jednak Arkadyusz o tem dowiedział, natychmiast opuścił miejsce schronienia, i stawił się na publicznem miejscu przed starostą. „Jestem gotów — rzekł — ponieść wszelkie męki, ale puść wolno niewinnie za mnie uwięzionego.“ „Obu was uwolnię - odrzekł starosta z udaną przychylnością — skoro się bogom pokłonicie.“ „Oddać cześć bogom — zawołał z oburzeniem święty Męczennik — ty tego ode mnie domagasz się, bo nie wiesz, czem jest chrześcijanin, który żyje tylko Chrystusem i w Chrystusie, a jeśli za Niego umiera, śmierć jest dla niego najpożądańszym zyskiem.“
Kazał tedy starosta przynieść tortury, sądząc, że na widok narzędzi katowskich młody jeszcze Arkadyusz się przerazi. Lecz ten ani okiem zmrużywszy, natychmiast chciał się oddać oprawcom. Taka stałość wprawiła starostę w niesłychaną wściekłość, wydał więc rozkaz najokrutniejszy, na jaki tylko jego barbarzyństwo zdobyć się mogło. „Niech więc umiera — zawołał pieniący się od gniewu — kiedy śmierci pragnie, lecz zadać mu śmierć powolną; a tak go męczyć, żeby aż śmierci zapragnął, mimo to jak najdłużej chwilę tę odwlekać. Niech będąc jeszcze przy życiu, patrzy na ciało swoje porąbane i posieczone, jak na drzewo, któremu poobcinano wszystkie gałęzie. Zobaczymy, jak go wtedy wspomoże Bóg jego.“ Rozkazał następnie katom odcinać mu członek po członku, lecz jak najwolniej! „Zacznijcie — mówił — od palcy u rąk, odcinając staw po stawie, tak samo sobie postępując z członkami u nóg, począwszy od palcy, aż do kadłuba! Wykonajcie jednakże wszystko jak najwolniej, aby męczarnie śmiertelne tylekroć razy odczuwał, ile ma stawów, a poznał tem samem, jak karzą bogowie tych, którzy nimi i cesarzem gardzą!“
Arkadyusz wysłuchał owego straszliwego wyroku z oczyma w niebo wzniesionemu poczem sam się rozebrał, oddając oprawcom swe ciało na owo zgrozą przejmujące kaleczenie z podziwienia godnym spokojem. Leżąc we krwi, modlił się donośnym głosem: „Panie i Boże mój! Od Ciebie otrzymałem te członki, Tobie też je ofiaruję! Ty mi je znowu oddasz w dzień Sądu Ostatecznego! Błogosławioneście, dostępując takiej chluby. Kocham was odtąd tem więcej, gdyż oderżnięte ode mnie, teraz prawdziwie do Boga należycie; na krótki czas musimy się rozłączyć, abyście jako śmiertelne odcięte, były mi nieśmiertelne wrócone, iżbym mógł wyjść naprzeciw Królowi wiecznej wspaniałości.“
Pomiędzy tysiącami zgromadzonych, nie było i jednego, któryby się nie był zalał łzami; nawet sami oprawcy płakali z litości, współczucia i wzruszenia. Zebrawszy osta-