Strona:PL Żywoty św. Pańskich na wszyst. dnie roku.djvu/0100

Ta strona została skorygowana.
22-go Stycznia.
Żywot świętego Wincentego, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 300).
W


Wincenty święty urodził się w Saragosie w Hiszpanii. Młodym jeszcze będąc, wyniesionym został przez Biskupa Waleryusza dla głębokiej znajomości Pisma świętego, i swej pobożności, na godność dyakona i kaznodziei. Młody dyakon spełniał tę włożoną nań powinność z nadzwyczajną gorliwością i z wielkim darem nawracania pogan.
W czasach tych cesarz Dyoklecyan i Maksymian, w całem ogromnem państwie swojem, srogo prześladowali chrześcijan. Do Hiszpanii posłano w tym celu starostę Dacyana. Tenże dowiedziawszy się, iż wtedy głównymi filarami Kościoła w onym kraju byli Biskup Waleryusz i jego zastępca, święty Wincenty, rozkazał, aby ich wrzucono do ciemnego i smrodliwego więzienia a tam głodem i pragnieniem przez pewien czas dręczono. Potem bojąc się, aby nie pomarli, a onby okrucieństwa użyć nie mógł, kazał ich stawić przed sobą, — lecz jakże się zadziwił, gdy zamiast, jak się spodziewał, ujrzeć ich wychudłych i słabych, zobaczył obu czerstwych i silnych. „Nazareńczycy! wrzasnął na nich — wyrzeknijcie się ukrzyżowanego, a pokłońcie się bogom, którym sam cesarz się kłania!“ Na to zabierał się odpowiedzieć mu Biskup, lecz Wincenty, znając trudność jego wymowy, rzekł do niego: „Ojcze, jeżeli rozkażecie, ja przemówię.“ „Synu — odparł mu Biskup — powierzyłem ci już dawno obowiązek głoszenia za mnie Słowa Bożego, więc i teraz upoważniam cię do uczynienia publicznego wyznania wiary za nas obydwóch.“ Wincenty przeto zawołał grzmiącym głosem: „Dacyanie, jako kapłan śmierci sam możesz się kłaniać bałwanom z drzewa i kamienia, my zaś kłaniamy się tylko Bogu wszechmocnemu, Stworzycielowi Nieba i ziemi i Jego jednorodzonemu Synowi, Jezusowi Chrystusowi. Bogi wasze są nieruchome, nieme, głuche i ślepe, wykute lub ulane z marnego kruszcu, przeto szaleńcy tylko mogą się takim bogom kłaniać!“
Wściekłością nie do opisania przejęty starosta, skazał tedy Waleryusza na wygnanie a Wincentego na męki. Nasamprzód polecił go przywiązać do pala i ciało jego ostrymi targać hakami. Wincenty wśród mąk uśmiechał się, wymawiając katom, że za słabo szarpią. Obecny temu Dacyan, a od złości prawie głowę tracąc, porwał się na katów i jakoby nie dość wiernie jego rozkazy spełniających, począł ich chłostać. Śmiał się z tego Wincenty, mówiąc: „Co czynisz? Oni mnie męczą, a ty się na nich mścisz krzywdy mojej? Katowic teraz jako bestye żarłoczne rzucili się na Świętego i ciało jego całymi kawałami odrywali. Wincenty jednak pełen niebiańskiej pociechy zawołał: „Mylisz się, jeśli sądzisz, że mi boleści sprawiasz, odrywając mi członki, które i tak zgniją. Ciało, które kaleczysz, podobnem jest do naczynia glinianego, które prędzej czy później w proch się rozsypie; żyje zaś we mnie inny, niewidzialny człowiek, któremu boleści ciała dokuczyć nie mogą, i który drwi z ciebie, ponieważ go nie zdołasz dosięgnąć!“
Widząc starosta, iż w ten sposób do zaparcia się Chrystusa przywieść Wincentego nie zdoła, uciekł się do innego środka; udając bowiem litość, począł mu przymawiać, aby wydał Pisma święte w celu ich spalenia. Uniesiony świętym zapałem zawołał Wincenty: „Jak mękom, które mi nadajesz, tak i fałszywej twojej litości nie ulegnę i zapowiadam ci, że jeśli trwać będziesz w twojej zawziętości, sam wrzuconym zostaniesz w ogień, który wiecznie goreć będzie.“
Blady z gniewu kazał teraz okrutnik przynieść kratę nabitą ostrymi kolcami, rozpalić ją do czerwoności i Świętego na niej położyć. Położono więc nań Wincentego, smarując go przytem roztopionym tłuszczem, aby ogień był tem silniejszy. Święty spokojnie oddał swe ciało na taką niewymowną mękę. Rozpalone kolce wpiły się głęboko w ciało, a w rany sypano sól dla zwiększenia boleści. Wincenty zaś mając w Niebo zwrócone oczy, tylko się uśmiechał. Widząc to okrutnik, kazał go zdjąć z kraty