się domu, ale mimo to widzenie miało się ziścić. Jakoż poganie, wymógłszy przez męki na małem dziecięciu wyjawienie miejsca pobytu Polikarpa, przyszli go uwięzić. Usłyszawszy Biskup, że żołnierze po niego przyszli, sam wyszedł naprzeciw nim, kazał ich suto uczęstować, a dla siebie prosił o godzinę czasu, żeby się mógł na drogę do wieczności przygotować, na co też żołnierze przystali. Ukląkłszy, głośno zaczął się modlić, i to tak rzewnie, że nawet sami oprawcy byli wzruszeni i żałowali, że mieli polecenie starca tego ująć. Blizko po dwugodzinnej modlitwie wsadzono go na osła i powieziono do Smyrny. Kiedy wjechali na ulicę, zastąpili mu drogę dwaj senatorowie imieniem Herod i Nicetas, a wziąwszy go do pojazdu, zaczęli łagodnie namawiać, aby choć tylko pozornie wiary odstąpił i powiedział: „Cesarzu, gotów jestem bogom ofiarować“ — a tak ujdzie śmierci, poczem będzie mógł robić, co mu się podoba. Na co gdy im Polikarp stanowczo odpowiedział, a nawet ich samych próbował nawrócić, poczęli go lżyć, a wreszcie zrzucili z wozu tak gwałtownie, że starzec nogę sobie ciężko zranił. Pomimo to udał się na miejsce sądowe, gdzie zgromadzony lud krzyknął uradowany, że wreszcie Polikarpa pojmano, lecz również usłyszano inny głos: „Bądź mężnym, Polikarpie, a wielkiem sercem konaj!“ Pomimo iż głos ten wszyscy słyszeli, nikt nie wiedział, skąd pochodził.
Sędzia ujęty wspaniałością postaci starca, począł go namawiać, aby uczynił zadosyć woli cesarskiej, pokłonił się bogom, a wy rzekł się Chrystusa. Na to odpowiedział Polikarp: „Już Mu służę 86 lat, a nic mi złego nie uczynił, owszem dobrodziejstwy obsypywał, a ty chcesz, abym lżył i znieważał tego Pana i Boga mojego?“ Sędzia tedy surowiej powtórzył swój rozkaz, lecz Polikarp odpowiedział łagodnie: „Udajesz, jakobyś mnie nie znał i nie wiedział, kim jestem, — jestem chrześcijaninem!“ Kazał przeto sędzia woźnemu ogłosić, że Polikarp wyznał się chrześcijaninem, na co powstał wielki wrzask między zebranym tłumem i poczęto wołać, aby go porzucić dzikim zwierzętom na pożarcie. Ponieważ jednak już było po igrzyskach, miał więc Polikarp zostać natychmiast żywcem spalony.
Zaczęło przeto pospólstwo, a zwłaszcza żydowskie, znosić drzewo i wnet był stos z wysokim palem gotowy. Katowie przyrządzili tymczasem łańcuchy i gwoździe, aby skazanego przybić do pala. Lecz Polikarp rzekł: „Zaniechajcie tego, albowiem kto mi udzielił łaski, że za niego mogę śmierć ponieść, ten mi udzieli też łaski, że w ogniu sam stać będę.“ Nie przybito go więc, lecz przywiązano. Zaledwie stanął u wierzchu, aż oto płomienie cudem Boskim rozstąpiły się wokoło, nie dotykając ciała Świętego, tylko się nad nim w górę spoiły, jakby żagiel wydęty, a zarazem prześliczna woń się rozeszła. Zdumienie ogarnęło wszystkich i głuchy szmer rozległ się między tłumem. Wtedy rozkazano jednemu z oprawców, aby przystąpił do Świętego i ściął go mieczem, co gdy